Uznałam bowiem, że nie ma na co czekać i zimowe wianki czas zacząć. Marzył mi się taki bombkowy wianeczek więc zaraz po pracy pojechałam po obręcz do wianka. Bombki od jakiegoś już czasu kupowałam. Wyszło tak:
Mój warsztat pracy to kawałek kartonu, pistolet na klej na gorąco i obcęgi.
Jak już skończyłam, to kombinowałam jeszcze z igłami. No i nie wiem czy dać na igły czy zostawić bez?
W między czasie zabrałam się za galaretę z udek z indyka oraz obiecaną sałatkę warzywną.
Galareta okazała się być mniej fotogeniczna więc nie mam zdjęć.
W niedzielę pojechaliśmy nad ocean sprawdzić jak wielkie szkody wyrządziły dwie poprzednie burze (Sandy z 5 listopada i North East z 7 listopada). Jak się okazało, plaża bardziej zdewastowana była rok temu po Katrinie. Ale ślady po zalanych terenach były widoczne i poprzewracane wraz z korzeniami drzewa nadal straszyły.
Pogoda była wczoraj piękna więc spacerowiczów było dużo a co bardziej odważni ludzie opalali się w ciepłych promykach słońca.
Ja miałam frajdę bo rosnące za wydmami karłowate sosny pozrzucały szyszki. Piękne, duże, jedne jeszcze zamknięte inne pięknie rozwarte. Nazbierałam ich całą reklamówkę. Będą na kolejny wianek ;-)
Obie wersje wianka jak najbardziej odpowiednie :)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWianuszek z bombek śliczny. Sałatka! Mniam! Idę spać, bo jeszcze przyjdzie mi do głowy żeby szperać po lodówce:)
OdpowiedzUsuńNie wiem, który wianek ładniejszy, bo obie wersje bardzo mi się podobają:)
OdpowiedzUsuńDałabym na igły, większy kontrast. Piękne są obydwa. Serdeczności
OdpowiedzUsuńOj, widać, że pracowicie :) I efekty świetne.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka!
narobiłaś mi smaka na sałatkę ;)
OdpowiedzUsuńWobec tego smacznego życzę :-)
Usuń